Młodzi piszą … warto poczytać
Jesteś tutaj: Start / O Bibliotece / Młodzi piszą … warto poczytać
Tekst scenariusza na scenkę powstał podczas spotkania autorskiego z Agnieszką Tyszką
Scenka z horroru„Wampir na skuterze”
osoby:
- Wampir
- Czarownica
- Czarny kruk
- Sms
- Więzienie
- Skuter
czas pisania – 10 minut
O północy na cmentarzu pojawia się wampir na skuterze, a na grobie siedział czarny kruk, który jadł pępowinę z ciała czarownicy nowonarodzonej.
Wtem wampir dostał SMS’a, że kruk niedawno wyszedł z wiezienia.
Wampir zwrócił się do kruka:
-Oddaj pępowinę bo jestem spragniony krwi!
-Nie, gdyż nie jadłem przez tydzień, bo dopiero co z więzienia uciekłem
do rozmowy włączyła się czarownica:
-Zostawcie mnie w spokoju
-Nie
-Tak
-Nie
-Zaraz trafi mnie szlag
Kruk rzucił się na wampira, a ten uciekł na skuterze i nadszedł świt …
Dalszy ciąg może powstać, ale tego nie gwarantujemy.
Pisali gimnazjaliści.
Tegoroczna maturzystka Karolina Tetich poleca przeczytać książki Małgorzaty Musierowicz i Krystyny Siesickiej.
Przedstawiamy więzy rodzinne na podstawie książek M.Musierowicz i K.Siesickiej
Małgorzata Musierowicz w swojej twórczości tworzy rodzinę pełną, w której panuje miłość, odnajdujemy w niej wcześniej wspomnianą harmonię .Przykładem jest relacja między małżonkami Ignacym i Milą Borejkami bohaterami „Kwiatu Kalafiora”. Jest to kochające się małżeństwo, wspierające się w każdej sytuacji, nie potrafiące bez siebie żyć. Prawdziwą próba jest moment, gdy Mila trafia do szpitala. Wszystko spada na barki Borejki, zostaje sam z czterema córkami, które na dodatek chorują na świnkę. Mimo to przejmuje obowiązki żony, starając się, żeby córki nie odczuły braku Mili. Jest także częstym gościem w szpitalu i pilnuje, żeby żonie niczego nie brakowało. Podczas krótkiej jej nieobecności uświadamia sobie, jak puste i trudne byłoby samotne życie bez jego ukochanej Mili. W tej powieści możemy także dopatrzyć się idealnej relacji między matką a córkami. Mila Borejko ogromnie kocha swoje córki, stworzyła im dom, gdzie mogą czuć ciepło domowego ogniska i stara się, aby niczego im nie brakowało. Opiekuje się całym domem oraz czterema córkami: Gabrielą, Idą, siedmioletnią Natalią zwaną Nutrią i pięcioletnią Patrycją, zwaną Pulpecją. Potrafi znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji. Dowodem jest uszycie najstarszej córce pięknej sukienki z żółtej firanki, ponieważ bardzo chciała, aby Gabrysia czuła się dobrze na zabawie sylwestrowej. Mila Borejko ma „otwarte serce”- kontakt z dziećmi jest dla niej przyjemny i daje je zadowolenie. Akceptuje swoje dzieci takimi jakie są, kocha je i nie ukrywa tego uczucia. Dziewczynki także kochają matkę, odczuwają jej brak, gdy Mila leży w szpitalu. Gabriela przejmuje część domowych obowiązków, stara się zastąpić młodszemu rodzeństwu matkę, co okazuje się nie takie proste. Siostry Gabrieli nie mogły odwiedzać matki w szpitalu, dlatego regularnie pisały listy, które były wspaniałym wyrazem miłości. Borejkowie to nie tylko wspaniali rodzice, ale także dziadkowie, a możemy się przekonać o tym w kolejnej części Jeżycjady ,„Noelce”. Mila i Ignacy przelewają swą całą miłość na dwie niesforne wnuczki Laurę zwaną Tygrysem i Różę, córki Gabrieli, samotnej matki. Dziewczynki zawsze mogły liczyć na chwilę uwagi dziadków, pomoc w najdrobniejszych problemach i obecność, której nie mogła im zawsze podarować Gabriela Borejko. Laura i Róża były wychowywane w domu pełnym miłości i ciepła. Relacje między wnuczką a dziadkami wspaniale też pokazane są w rodzinie Grzegorza Stryby. Metody i Cyryl – ojciec i stryj Grzegorza opiekują się buntowniczo nastawioną do życia Elką. Ich relacje opierają się także na ogromnej miłości, staruszkowie kochają swoją wnuczkę, znoszą jej humory i są wsparciem w każdej sytuacji. Do Elki zwracają się z ogromna czułością: Maleńka, Skarb, Kicia. Kochają ją do tego stopnia, że zdolni są pokłócić się o to, którego z nich Elka kocha mocniej. Dziadek i brat dziadka spełniali każde jej życzenie zanim jeszcze zdołała je wyrazić. Mimo ich ogromnej nadopiekuńczości i chęci ciągłej kontroli, co wynikało z troski o wnuczkę, Elka kocha swoich dziadków i mimo swoich wcześniejszych uprzedzeń potrafiła zaakceptować dawną miłość Metodego i Cyryla, Terpentulę. Kolejnym przykładem wspaniałych relacji między dziadkiem a wnuczką jest więź między Profesorem Dmuchawcem i Janiną Krechowicz, także w powieści M. Musierowicz „Opium w rosole”. Kreska mieszka u dziadka, ponieważ musiała rozstać się z rodzicami internowanymi w czasie stanu wojennego. W Dmuchawcu znajduje oparcie w trudnej dla niej sytuacji, może zawsze liczyć na rozmowę i dobrą radę, kocha dziadka – zawsze mówi o nim z uczuciem, darzy go szacunkiem, troskliwie się nim opiekuje. Jak widać życie w rodzinie pełnej jest miejscem, gdzie panuje harmonia i czuje się ciepło domowego ogniska.
Zupełnie odmienne relacje panują w rodzinie niepełnej, gdy brak jednego z rodziców lub rodzice są w trakcie rozwodu, taka sytuacja ma negatywny wpływ na dziecko, które nie potrafi odnaleźć się w świecie, nie miało wzorców i wsparcia ze strony rodziny. Takie dziecko powiela błędy rodziców. Doskonałym przykładem jest powieść Krystyny Siesickiej „Między pierwszą a kwietniem”, gdzie przedstawione jest małżeństwo Piotra i Marii. Maria była wychowywana bez matki. Jej małżeństwo opiera się na kłamstwie. Maria jest domatorką, bardzo kocha swojego męża, ale nie potrafi tego okazać, jest chłodna i zamknięta w sobie. Próbuje stworzyć dom jakiego ona nigdy nie miała, jej bierność doprowadziły jednak do tego, że Piotr jest z nią tylko z litości, nie potrafi jej zostawić, wie jak bardzo by ją zranił. Nie chce, żeby Maria znienawidziła go tak jak swoją matkę. Sam przyznaje, że w Marii fascynowało go jedynie jej brak wiary w siebie. Piotr jest szczęśliwie zakochany w innej kobiecie, która wkrótce urodzi mu dziecko, stale oszukuje żonę. Prawda nie wychodzi na jaw, nie wiemy jakie są dalsze losy bohaterów. Ich relacje są przykładem małżeństwa, gdzie brak prawdziwej miłości, wsparcia i ciepła. U Małgorzaty Musierowicz w „Opium w rosole” przedstawiona jest sytuacja dziecka, które mimo że teoretycznie wychowuje się w rodzinie pełnej, odczuwa brak obojga rodziców, którzy skupiają się na swojej pracy. Aurelia to smutna i przerażona dziewczynka pozostająca pod opieką sąsiadki; jedynym jej przyjacielem jest stara maskotka – piesek. Jedwabińska przyjmuje postawę nadmiernie wymagającą, zmuszającą, korygującą dziecko. Próbowała zaplanować córce życie, wkłada dziecko w ramy utworzone przez nią nie licząc się z jej indywidualnymi cechami i możliwościami. Dalsze losy Aurelii Jedwabińskiej możemy śledzić w kolejnej części „Jeżycjady” pod tytułem „Dziecko Piątku”. Po śmierci matki musi zamieszkać z ojcem, z którym utraciła kontakt – nie spotykali się przez pięć lat. Aureli nigdy nie potrafiła z nim rozmawiać, bał się wybuchów jego gniewu- zawsze nie do przewidzenia i nie do pojęcia. Eugeniusz Jedwabiński jako, że stracił kontakt z córką bardzo wcześnie, po śmierci byłej żony nie umiał znaleźć wspólnego języka z córką, nie potrafił dotrzeć do już dorosłej Aurelii. Trudno było odnaleźć mu się na nowo w roli ojca – teraz miał już nową rodzinę. Eugeniusz przyjmuje postawę unikającą, którą cechuje ubóstwo uczuć lub wręcz obojętność uczuciowa. Przebywanie z dzieckiem nie stanowi dla niego przyjemności, odczuwa to jako coś trudnego. Problem samotnego rodzica podejmuje także Krystyna Siesicka w „Zapałce na zakręcie”. Na pierwszy plan wysuwa się Marcin i jego problemy domowe – trudne relacje z matką, ojciec pracuje za granicą i nigdy go nie ma. Kiedy Marcin przybywa do Osady jest postrzegany jako osoba zamknięta w sobie, typ samotnika. Chłopak utrzymuje dystans – na jego zachowanie ma wpływ wiele czynników, ostatni rok szkolny był dla niego bardzo trudny i z tego też powodu nie zdał matury. Marcin pod wpływem alkoholu dopuszcza się kradzieży skutera za namową swoich przyjaciół. To wydarzenie sprawia, że traci zaufanie matki. Zdaje sobie także sprawę, że on sam nie potrafi sobie zaufać, przekonuje się, że łatwo ulega wpływom innych ludzi. Matka Marcina zarzuca sobie, że nie potrafiła go wychować, dlatego teraz jej syn jest pod opieką kuratora. Brak wsparcia ze strony ciągle pracującego męża spowodował, że przestała radzić sobie z Marcinem. Pozwalała mu na wszystko, nie sprzeciwiając się niczemu, dawała mu za dużo swobody. Myślała, że tak zrekompensuje mu brak ojca. Relacje między Marcinem a jego matką są trudne – oboje mają do siebie żal, Marcin nie może wybaczyć matce tego, że mimo zmiany zachowania ta dalej nie potrafi mu zaufać i dać mu wsparcia, Matka Marcina nie może mu wybaczyć tego co zrobił, nie rozumie jego zachowania.
Podsumowując relacje rodzinne w twórczości M. Musierowicz i K. Siesickiej są dalekie od jednoznaczności – z jednej strony dają obrazy budujące, a z drugiej pełne negatywnych emocji. Małgorzata Musierowicz w swojej twórczości przedstawia rodzinę Borejków, która stanowi wzorzec współczesnej rodziny, prezentującej miłość, gościnność i otwartość, przywiązanie do tradycji i nieprzywiązywanie wagi do wartości materialnych, a wielkiej do duchowych, moralnych i intelektualnych. Widać, że Ci ludzie się wzajemnie szanują. Wiedzą co jest w życiu ważne i starają się tego nie zgubić, bez względu na mody, zmianę czasów, sytuacji. Musierowicz przedstawia współczesną baśń o rodzinie idealizując relację między członkami rodziny, jej powieści zawsze mają optymistyczne przesłanie. Siesicka natomiast ukazuje konflikt pokoleń bez gotowych rozwiązań. Brak u niej jakiegokolwiek przekłamania i idealizacji rzeczywistości. Skupia się na opisaniu prawdziwych relacji panujących w rodzinie, przedstawia codzienne problemy zwyczajnej rodziny, nie podając gotowych recept, bez typowego „happy endu” kończącego każdą powieść Musierowicz.
Napisała Karolina Tetich, czytająca kilka lat powieści M. Musierowicz i K. Siesickiej, i która poleca nastolatkom, jeszcze nie znającym twórczości tych dwóch pisarek, o zapoznanie się, bo naprawdę warto, nie pożałują.
Chciałabym zachęcić do zapoznania się z wydarzeniem historycznym, jakim był Czarny czwartek ’70.
Polecam dostępna w MBP książkę pod tym tytułem, szczególnie młodym ludziom, którym historia współczesna niekiedy jest bardzo odległa.
Uważam, że nam, młodym trudno w dzisiejszych czasach demokracji zrozumieć poświęcenie swojego życia dla ojczyzny.
W książce tej opisane są m.in. losy młodych patriotów. Warto przeczytać, ponieważ program nauczania szkolnego nie obejmuje tego materiału.
Cieszę się, że żyję w innych czasach niż młodzi bohaterowie, którzy spotykali się z przemocą i agresją ze strony ludzi mających władzę.
Dramatyczny grudzień 1970r
Rankiem 14 grudnia 1970 roku, jako pierwsza strajk rozpoczęła Stocznia imienia Lenina w Gdyni, której pracownicy zażądali cofnięcia wprowadzonej obniżki.
Rozgoryczeni demonstranci, których nikt nie chciał słuchać przez kolejne kilka godzin pochodem przemieszczali się ulicami Gdyni. Jednak nie niszczyli ani nie demolowali niczego.
Około 9 godzin po rozpoczęciu demonstracji pochód został zaatakowany przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Władze lokalne i ich zwierzchnicy woleli użyć siły niż rozmawiać ze strajkującymi.
17 grudnia 1970 roku doszło do prawdziwej masakry (zginęło co najmniej 18 osób). Było to tym bardziej tragiczne, że w poprzednich dniach w Gdyni nie doszło do żadnych rabunków i podpaleń, a strajk przyjął pokojowy charakter.
Tego co się owego czwartku wydarzyło nie można nazwać walkami ulicznymi. Była to masakra bezbronnych ludzi, którzy w odpowiedzi na wieczorny apel wicepremiera S. Kociołka szli rano do pracy. Pomimo tego faktu wcześniej doszło do zablokowania przez wojsko i MO dojść do portu i Stoczni.
Rankiem idący do pracy zostali ostrzelani, a później urządzono polowanie na ludzi. Do pacyfikacji strajku użyto ponad 61000 żołnierzy, 1700 czołgów, 1750 transporterów opancerzonych oraz 8700 samochodów.
Około godziny 9.30 Rano 17 grudnia 1970 roku po ostrzelaniu tłumu śmierć na miejscu ponieśli: Zbigniew Godlewski (18 lat), Zbigniew Nastały (17 lat), Stanisław Sieradzan (18 lat).
Śmierć Zbyszka Godlewskiego przeszła do legendy „czarnego czwartku”. Są różne rozbieżności co do dokładnego miejsca jego śmierci. Jednak prawdopodobnie na pomoście, blisko schodów na ulicy Czerwonych Kosynierów, osiemnastoletni Zbigniew Godlewski otrzymał postrzał serią z kaemu. Trzy pociski trafiły w jego pierś, a czwarty rozerwał mu czaszkę. Młodzieniec padł na deski pomostu pośród uciekających przed zagrożeniem ludzi. Czterech mężczyzn zniosło i ułożyło jego ciało na chodniku. Niestety, jak się okazało chłopak już nie żył.
Postanowiono zanieść jego zwłoki do prezydium, aby wiedziała o tym co się stało cała Gdynia. Początkowo Ciało Godlewskiego niesiono na biało-czerwonej fladze. Było to jednak bardzo niewygodne, więc przełożono je na przyniesione przez dwóch mężczyzn drzwi.
Wielotysięczny pochód z ciałem Zbyszka Godlewskiego, nazwanego w słowach znanej ballady Jankiem Wiśniewskim, ruszył ulicą Czerwonych Kosynierów w kierunku centrum Gdyni. Gdy tłum dotarł do skrzyżowania ulic Czerwonych Kosynierów i 10 Lutego, okazało się, iż jezdnię pod wiaduktem blokują dwa czołgi i duże oddziały wojska. Demonstrantom nie pozwolono przejść, a nawet grożono im śmiercią jeśli się nie cofną. Tak więc ludzie zawrócili i weszli do podziemnego przejścia, które wiodło do tunelu i holu dworca kolejowego Gdynia Główna. Śpiewano hymn narodowy, Rotę i Boże coś Polskę, a co pewien czas klękano i modlono się. Przed kościołem Najświętszej Marii Panny Królowej Polski pochód zatrzymał się. Po chwili ze świątyni wyniesiono drewniany krzyż, który położono na ciele Zbyszka Godlewskiego.
Tłum cały czas był ostrzeliwany ładunkami z gazem łzawiącym. Mimo to około godziny 10.30 manifestanci z ciałem zmarłego dotarli pod Prezydium MRN. Ludzie zostali zaatakowani przez kilkuset milicjantów. Pochód został rozproszony, ale ciało Godlewskiego pozostało na brukowej jezdni przed prezydium, tak jak mieli w zamiarze manifestanci. Na dodatek ktoś postawił przy ciele krzyż. Około południa zwłoki wraz z krzyżem i flagą narodową zostały przewiezione do Szpitala Morskiego w Gdyni Redłowie.
Państwo Godlewscy – rodzice Zbyszka mieli problem z pochówkiem syna, albowiem nie zezwolono im na zabranie ciała. Dopiero po pewnym czasie, po cichu, w wielkiej tajemnicy urządzili pogrzeb i pochowali syna niedaleko miejsca swego zamieszkania.
17 grudnia 1970 roku w Gdyni prawdopodobnie zginęło 18 osób, a 163 osoby były poszkodowane i wylądowały w szpitalach na terenie Gdyni. W 1995 roku wystosowano akt oskarżenia przeciwko 12 osobom w tzw. PROCESIE GRUDNIA ’70.
Losy bohaterów CZARNEGO CZWARTKU można obejrzeć w filmie „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” w reżyserii Antoniego Krauze. Jest to rekonstrukcja dramatycznych wydarzeń z 17 grudnia ’70, gdy oddziały wojska oraz milicji otworzyły ogień do gdyńskich stoczniowców.
Ballada o Janku Wiśniewskim autorstwa Krzysztofa Dowgiałło:
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chylonii,
Dzisiaj milicja użyła broni,
Dzielnieśmy stali i celnie rzucali.
Janek Wiśniewski padł.
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom.
Chłopcy stoczniowcy, pomścijcie druha,
Janek Wiśniewski padł.
Huczą petardy, ścielą się gazy,
Na robotników sypią się razy,
Padają dzieci, starcy, kobiety,
Janek Wiśniewski padł.
Jeden zraniony, drugi zabity,
Krwi się zachciało słupskim bandytom,
To partia strzela do robotników,
Janek Wiśniewski padł.
Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta,
Przez niego giną dzieci, niewiasty.
Poczekaj, draniu, my cię dostaniem,
Janek Wiśniewski padł.
Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska,
Idźcie do domu, skończona walka,
Świat się dowiedział, nic nie powiedział,
Janek Wiśniewski padł.
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, za nową Polskę
Janek Wiśniewski padł.
Korzystałam:
- Piepka M., Pruski M., Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, Gdynia 70
- Świat Książki – W-wa 2012
- Oglądałam film: Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł
A.M.